"Każdy Twój wyrok przyjmę twardy, przed mocą Twoją się ukorzę. Ale chroń mnie Panie od pogardy, od nienawiści strzeż mnie Boże". (N. Tanenbaum)

sobota, 7 września 2019

© DO KANONU NARODOWEGO CZYTANIA DOBRZYŃSKA NOWELA MARII KONOPNICKIEJ

"Gdzie nie widzę łez, gdzie nie widzę żaru, gdzie nie widzę żywego uczucia, tam nie widzę ofiary, tam nie widzę miłości, tam nie widzę – Polski”.
M. Konopnicka, "W Oborach".
Głównie wśród "celebrytów różnej maści", ale i w lokalnej przestrzeni trwa kolejna akcja "Narodowego czytania". Rzecz chwalebna!
W tym momencie "dopawiadam", że do tegoż kanonu (jasne, że regionalnego) można by włączyć nieznaną nowelę Marii Konopnickiej pt. "W Oborach", drukowaną w 1914 w "Tygodniku Ilustrowanym", którą po raz pierwszy w formie druku zwartego wydałem w 1996 r., a następnie w 2011 r. w ramach serii "Biblioteka Dobrzyńska".
Opowiada ona o udziale duchowieństwa Dobrej Ziemi w powstaniu styczniowym 1863/64 r.
W 1993 r. upamiętniliśmy to tablicą w prezbiterium kościoła klasztornego w sercu tej Ziemi.


Mój wstęp do wydania noweli z 2011 r.: (fragm.)

„Krzyż święty na pierś, na czoło, i – w szeregi...”
W kolejnym, piątym już tomie „Biblioteki Dobrzyńskiej” oddajemy od rąk Czytelników mało znaną nowelę Marii Konopnickiej (1842-1910) pt. „W Oborach”. Nowela powstała zapewne pod wpływem przejrzenia przez autorkę materiałów Muzeum Narodowego Polskiego w szwajcarskim Rapperswilu, założonego w 1870 r. z inicjatywy Agatona Gillera przez Władysława Platera w celu zabezpieczenia polskich zabytków historycznych i propagowania spraw polskich. Niewykluczone, iż pisarka mogła także odwiedzić klasztor w Oborach. Nowela po raz pierwszy autorki, w 1919 r. opublikowana została na łamach „Tygodnika Ilustrowanego”, już po śmierć.
Potem przez całe lata była zapomniana. Dopiero w 1974 r. w zbiorowym wydawnictwie M. Konopnickiej pt. „Powieści „Sawy” i inne opowiadania” ujrzała światło dzienne.  Popularyzacji tego wydania na gruncie oborskim dokonał w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku niezmordowany kustosz Oborskiego Sanktuarium, o. Michał J. Wojnarowski, dzielnie wspierający swego brata rodzonego o. Mateusza w przygotowaniach do koronacji łaskami wsławionego wizerunku Matki BożejBolesnej. Mimo to na oddzielne wydanie noweli trzeba było jeszcze poczekać.
Akcja noweli toczy się w Klasztorze Ojców Karmelitów w Oborach – w sercu ziemi dobrzyńskiej i jest związana z przygotowaniami, a następnie przebiegiem powstania styczniowego 1863/64 r. i czynnym udziałem w nim Karmelitów. Konopnicka, charakteryzując domniemaną atmosferę w Klasztorze Oborskim, opisała przygotowania do insurekcji w ten sposób: „Jakieś wizje bohaterskie, ogromne, wstawały i przemija­ły pod ściskała i rozpierała serca, gotowe wyżąć z siebie ostatnią krwi kroplę. Jakiś niskim pułapem starego refektarza, w blaskach krwawo-złotych. Jakaś moc milczał. Ta chwila milczenia miała wymowę tak ogromnej siły, iż nie dotrwałoby
żar rozpalał źre­nice, jakiś pęd warczał w żyłach i przyśpieszał tętna. Przeor Zaczem schował kartę pod szkaplerz na piersiach i, szeroko odetchnąwszy, rzekł: - Dzieci! Matka na nas woła. Matka jest w potrzebie. Aż tu, przez mury,
jej w mocy żadne ludzkie słowo. Oczy jego chodziły po nas, jak żar i jak płomień.
słychać jej wołanie. Zrodziła nas, wykarmiła, żeście na jej łonie na drągalów wyrośli i już wam smoczka w gębie nie potrzeba. A teraz, tam huczą lasy, palą będziecie siedzieli za piecem? Trzydziestu takich partyzantów, że to Boże ratujm się wsie, wstają miasta, kto żyw ofiarę tego życia nie­sie, a wy mi tu – i za piecem? A tam strzelby tylko grają, tylko świszczą kulki. A dalejże mi te habity zrzucać i w garść pluć! – Tu zawie­sił głos”.

Kończąc konwentualne spotkanie przeor rozkazującym tonem powiedział: „A dobywać tam stare kurty, sukmanki, czamary... Zaś krzyż święty na pierś, na czoło, i – w szeregi! w
szeregi! w szeregi!...”. Poszli więc do powstania oborscy Karmelici, poszedł ojciec Aleksander Małachowski z Trutowa, późniejszy wieloletni przeor oborski, który najpierw był na przysiędze w kościele oborskim 400-osobowego oddziału powstańczego hrabiego Artura J. G. Sumińskiego z wraz z nim, po wyzwoleniu w dniu 4 lutego 1863 r. odległego od Obór o 22 km pobliskiego Zbójna, dowodzonego przez Waleriana Modesta Ostrowskiego, a potem Trójcy w tym mieście, tak jak ongiś – w pierwszych dniach października 1831 r. Rypina, w dniu 5 lutego stanął z powstańcami na Mszy Św. w kościele pw. Św. stanęli żołnierze i dowódcy z korpusu polskiego gen. Macieja Rybińskiego. Na nabożeństwie w rypińskiej farze powstańcy zanosili głośno do Boga, pieśni: „Boże coś Polskę” i „Matko Chrystusowa”.
            Oddział Sumińskiego w kilka dni potem rozbito pod Sierpcem. Moskale unicestwili także inne powstańcze partie, i te dobrzyńskie, i te które przybyły z sąsiedniego zaboru pruskiego. Najdłuższa i największa polska insurekcja, w której wzięło na Ziemi Dobrzyńskiej blisko 1.100 osób, upadła pod ciosem carskiej tyranii. Zaborca rosyjski rozpoczął masowe wywózki na Sybir, na miejscu zaś zamknął wszystkie cztery klasztory (w Dobrzyniu nad Wisłą, Skępem, Trutowie), a z oborskiego czyniąc tzw. klasztor etatowy, czyli po prostu więzienie dla wszystkich duchowych, zakonnych i księży, w tym m. in. ks. Macieja Smoleńskiego z  diecezjalnych, wspierających w różny sposób powstanie. Uwięziono tu blisko 70 pobliskiego Dulska.

A oto fragment noweli:
Jakieś wizje bohaterskie, ogromne, wstawały i przemija­ły pod niskim pułapem starego refektarza, w blaskach krwawo-złotych. Jakaś moc ściskała i rozpierała serca, gotowe wyżąć z siebie ostatnią krwi kroplę. Jakiś żar rozpalał źre­nice, jakiś pęd warczał w żyłach i przyśpieszał tętna.
Przeor milczał.
Ta chwila milczenia miała wymowę tak ogromnej siły, iż nie dotrwałoby jej w mocy żadne ludzkie słowo. Oczy jego chodziły po nas, jak żar i jak płomień. Zaczem schował kartę pod szkaplerz na piersiach i, szeroko odetchnąwszy, rzekł:
- Dzieci! Matka na nas woła. Matka jest w potrzebie. Aż tu, przez mury, słychać jej wołanie. Zrodziła nas, wykarmiła, żeście na jej łonie na drągalów wyrośli i już wam smoczka w gębie nie potrzeba. A teraz, tam huczą lasy, palą się wsie, wstają miasta, kto żyw ofiarę tego życia nie­sie, a wy mi tu będziecie siedzieli za piecem?
Trzydziestu takich partyzantów, że to Boże ratuj – i za piecem?
A tam strzelby tylko grają, tylko świszczą kulki.
A dalejże mi te habity zrzucać i w garść pluć! – Tu zawie­sił głos.
Słuchaliśmy z zapartym dechem. Dreszcz gorący po nas szedł, ręce się zaciskały w pięści.
-  Sawa, bracie – szepnął mi Raduła. - Ja w habicie idę. Przysiągłem matce nie zrzucać do śmierci.
Dosłyszał przeor.
-  Idź, synu! Tam przysięgi najrychlej dochowasz. Niech widzi świat, jak się polski zakonnik za Ojczyznę bije!
Pomilczał mało, zaś rzekł:
-  Wyświęcenie?... Już wy się o wyświęcenie nie bójcie! Już was tam wyświęcą, jak się patrzy.