Dziś 80. już rocznica tragicznego 1 września, kiedy wróg złamał graniczne szlabany, z polskim orłem, śmiertelną kulą ranił pierwszych obrońców Ojczyzny, a potem (wspierany po 17 września przez bolszewię) rozlał na polską ziemię strach, zniszczenie, śmierć i zagładę, której ludzkość dotąd nie znała.
Trzeba wciąż o tym przypominać światu, w jedności narodowej, w przekonaniu, że to wszystko nie zostało nam Polakom zadośćuczynione.
Trzeba wciąż o tym przypominać światu, w jedności narodowej, w przekonaniu, że to wszystko nie zostało nam Polakom zadośćuczynione.
K. I. Gałczyński.
Pieśń o żołnierzach z Westerplatte
Kiedy się wypełniły dni
i przyszło zginąć latem,
prosto do nieba czwórkami szli
żołnierze z Westerplatte.
I tak śpiewali: Ach, to nic,
że tak bolały rany,
bo jakże słodko teraz iść
na te niebiańskie polany.
W Gdańsku staliśmy tak jak mur,
gwiżdżąc na szwabską armatę,
teraz wznosimy się wśród chmur,
żołnierze z Westerplatte.
I ci, co dobry mają wzrok
i słuch, słyszeli pono,
jak dudni w chmurach równy krok
Morskiego Batalionu.
I śpiew słyszano taki: - By
słoneczny czas wyzyskać,
będziemy grzać się w ciepłe dni
na rajskich wrzosowiskach.
Lecz gdy wiatr zimny będzie dął,
i smutek krążył światem,
w środek Warszawy spłyniemy w dół,
żołnierze z Westerplatte.
Wyjątkowo ucierpiała z tej wojnie nasza Ziemia Dobrzyńska i to od pierwszych dni września 1939 r., poprzez tragiczną jesień (październik i listopad 1939 r. - ponad 3 tys. ofiar), 100 ofiar zamordowanych strzałem w tył głowy na nieludzkiej ziemi w kwietniu 1940 r., aż do zsyłki do niemieckich obozów koncentracyjnych, poniewierek, przymusowych robót, cierpienia niewysłowionego.
Napisano o wojnie na mojej ziemi sporo, jednak nikomu nie udało się do końca zliczyć komplementarnie całkowitej liczby ofiar. Może dlatego, że zbyt późno zabraliśmy się za tę sprawę, może także z tego powodu, że przez lata mówiono o zbrodniach hitlerowskich i nazistowskich, a nie niemieckich, zbyt ogólnikowo, żeby nie powiedzieć - połowicznie.
Wojna dotknęła każdą dobrzyńską rodzinę, także mojego stryja - ofiarę powstania warszawskiego, ale były wśród nich takie, gdzie ofiara złożona w tej wojnie wciąż upomina się o szczególną pamięć i cześć. Do tej liczby wciąż chcemy zaliczać rodzinę rypińskiego nauczyciela, społecznika, poetę, a potem żołnierza i dowódcę oddziału powstania warszawskiego, TEOFILA BUDZANOWSKIEGO - absolwenta (mojego) Seminarium Nauczycielskiego w Wymyślinie.
W tej wojnie ucierpieli wszyscy, a jeden z synów odkrył się chwałą bohatera w obronie polskiego Grodna. Był nim Janusz T. Budzanowski, ur. 16 czerwca 1920 r. w Rypinie, jako syn Korduli (1895-1991) i Teofila (1894-1959). Od 1930 r. wraz rodzicami mieszkał w Grodnie i był uczniem technikum handlowego (gimnazjum).
We wrześniu 1939 r. stanął do
walki z sowietami w obronie Grodna, podczas której poległ, postrzelony z czołgu w brzuch i nogi. Wykrwawił się, wciągnięty do bramy
przez uciekającego znajomego nauczyciela
z synem.
Teofil Budzanowski w Seminarium Nauczycielskim w Wymyślinie
(zdj. ze zb. M. Budzanowskiej, Piotrków Tryb.)
W tej wojnie ucierpieli wszyscy, a jeden z synów odkrył się chwałą bohatera w obronie polskiego Grodna. Był nim Janusz T. Budzanowski, ur. 16 czerwca 1920 r. w Rypinie, jako syn Korduli (1895-1991) i Teofila (1894-1959). Od 1930 r. wraz rodzicami mieszkał w Grodnie i był uczniem technikum handlowego (gimnazjum).
Rypińscy harcerze i ich przyjaciele,
z lewej obok księdza -Teofil Budzanowski,
z prawej podparty harcerz Janusz Budzanowski
(ze zb. M. Budzanowskiej)
Rodzina Budzanowskich w Grodnie, pocz. lat. 20.,
który nie zapowiadał, że w tej wojnie ucierpię wszyscy
(zdj. ze zb. M. Budzanowskiej)
Matka szukała syna Janusza przez trzy dni. Znalazła stężałe
ciało w kostnicy. Zdołała nawet
zamówić fotografię Janusza w trumnie, napisała wiersz wykuty na grobie. (Zwyczaj, który też jest na grobowcu rodzinnym w Rypinie – piękny wiersz dla
maleńkiej córeczki - Zosi, po lewej stronie alei głównej).
Grób matka skrycie przed najeźdźcą murowała na cmentarzu
grodzieńskim „w prawo od kaplicy –„aby nie widzieli tego bolszewicy ”.
Janusz Budzanowski - bohater i ofiara pierwszych dni wojny.
Teofil Budzanowski
Wrzosy
Gdy idę gęstym borem,
Czy rankiem, czy
wieczorem
Przede mną barwny wrzos
Amarantowo – siwy
Na tle leśnej głębiny
W podnóżu białych
brzóz.
Złocone jego włosy,
Skąpane światłem rosy,
Oblane naszą krwią –
Świadectwo ojców czynów,
Walk ciężkich za swych synów
Za Matkę – Wolność swą.
To też te barwne
wrzosy,
Ich nieuchwytne głosy
Budzą w mym sercu zew !
Tak, jakby na sztandarze,
Krew sobie wyobrażę,
Naszą za Wolność krew!
Janusz miał rodzeństwo:
Andrzeja (ur. 1918 w Rypinie – zm. 1993); Tadeusza (ur. w 1922 r. w Rypinie -
zm. 1950 r.), ps.Tum – Junior vel Tumek,
uczestnika powstania warszawskiego, dowódcę plutonu w czwartej kompanii; Zofię
(ur. 1 lipca 1924 r. – zm. 15 lipca 1924 r., pochowana na cmentarzu w Rypinie)
oraz Marię (ur. 1930 r. w Grodnie – zm. 1988), ps. Gnom
vel Gnomek „Gromek”, łączniczkę sztabową w powstaniu warszawskim.
"Teofil Budzanowski, trzykrotnie ciężko ranny po próbach przewiezienia na drugi brzeg Wisły – cudem przeżył ostrzelanie statku Bajka – pod stosem trupów. Wyciagnięty ze statku przez swoich żołnierzy pod obstrzałem leżał na brzegu Wisły, co opisał we "Wspomnieniach. Czerniaków w ogniu”. W dniu zakończenia walk na Czerniakowie, 23 września 1944, został przekazany Niemcom. Parlamentariuszem był ksiądz Józef Stanek, kapelan V. Zgrupowania AK. Na oczach jeńców ich Kapelan – został powieszony. Przez aleję Szucha, Tum trafia do jenieckiego obozu przejściowego w Kościele św. Wojciecha na Woli. Dyrektor szpitala Wolskiego, po opatrzeniu ran/ leżał pod ołtarzem/, bez zgody straży wywozi ciężko rannego Tuma do szpitala przy ulicy Płockiej, a następnie zostaje wywieziony do Oddziału Szpitala w Podkowie Leśnej – Brwinowie pod Warszawą, gdzie był operowany leczony z ran. Do końca wojny był tam pod zmienionym nazwiskiem. Adresem kontaktowym była dalsza, ale zaprzyjaźniona rodzina w Tomaszowie Mazowieckim – to był umówiony kontakt, jeżeli przeżyją powstanie warszawskie. Stąd już tylko krok do Piotrkowa Tryb. , gdzie od początku zdobywa wyjątkowe uznanie i szacunek" (Inf. od Teresy Budzanowskiej -wnuczki).
"Teofil Budzanowski, trzykrotnie ciężko ranny po próbach przewiezienia na drugi brzeg Wisły – cudem przeżył ostrzelanie statku Bajka – pod stosem trupów. Wyciagnięty ze statku przez swoich żołnierzy pod obstrzałem leżał na brzegu Wisły, co opisał we "Wspomnieniach. Czerniaków w ogniu”. W dniu zakończenia walk na Czerniakowie, 23 września 1944, został przekazany Niemcom. Parlamentariuszem był ksiądz Józef Stanek, kapelan V. Zgrupowania AK. Na oczach jeńców ich Kapelan – został powieszony. Przez aleję Szucha, Tum trafia do jenieckiego obozu przejściowego w Kościele św. Wojciecha na Woli. Dyrektor szpitala Wolskiego, po opatrzeniu ran/ leżał pod ołtarzem/, bez zgody straży wywozi ciężko rannego Tuma do szpitala przy ulicy Płockiej, a następnie zostaje wywieziony do Oddziału Szpitala w Podkowie Leśnej – Brwinowie pod Warszawą, gdzie był operowany leczony z ran. Do końca wojny był tam pod zmienionym nazwiskiem. Adresem kontaktowym była dalsza, ale zaprzyjaźniona rodzina w Tomaszowie Mazowieckim – to był umówiony kontakt, jeżeli przeżyją powstanie warszawskie. Stąd już tylko krok do Piotrkowa Tryb. , gdzie od początku zdobywa wyjątkowe uznanie i szacunek" (Inf. od Teresy Budzanowskiej -wnuczki).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz