"Każdy Twój wyrok przyjmę twardy, przed mocą Twoją się ukorzę. Ale chroń mnie Panie od pogardy, od nienawiści strzeż mnie Boże". (N. Tanenbaum)

czwartek, 26 września 2019

© Herb i flaga Ziemi Dobrzyńskiej


  • Trzeba sięgnąć do źródeł. Powyżej herb Ziemi Dobrzyńskiej na sarkofagu króla Kazimierza Jagiellończyka.
  • Poczynając od 1584 r. herb Ziemi Dobrzyńskiej posiada istotne przekłamanie, gdzie zamiast fragmentu szaty królewskiej, założono królowi (sic!) na szyi koronę. Dwie korony na herbie ZD to istny bohomaz. Dlatego w 2017 r. przeprowadziliśmy (z grantu UKW) badania naukowego, który wyniki zostały ogłoszone w literaturze naukowej.
  • Stąd też od 2017 r. proponujemy herb historyczny - pierwotny, a nie "sprofanowany" przez Paprockiego i do dziś uporczywie pokazywany.
  •   Podobnie rzecz ma się z naszą propozycję flagi Ziemi Dobrzyńskiej.


piątek, 13 września 2019

MAGISTRO BONO - CZY COŚ JESZCZE ZOSTAŁO?




Od dwóch dni jak Polska długa i szeroka wielu zajmuje się głośną sprawą prof. Aleksandra Nalaskowskiego z uniwersytetu toruńskiego. Dziś wielu, niektórzy nawet w pośpiechu, ślą otwarte interpelacje, a to do Premiera, a to do innych ciał i podmiotów.
Ci którzy bronią Profesora, piszą, że to wybitny naukowiec, członek - nie tak dawno - władz tej szkoły wyższej. Rzecz w tym, że sprawa dotyczy profesora-felietonisty, który ostatnim swoich wpisem na łamach "Sieci" pt. "Wędrowni gwałciciele", naraził się wyjątkowo dość dobrze zorganizowanym grupom (lobby - to jednak powiedziane na wyrost), których co najmniej od dwóch lat definiujemy angielskim akronimem LGBT,  odnoszącym się do środowisk lesbijek, gejów, osób biseksualnych oraz osób transgenderycznych i transseksualnych. Tak czy inaczej ideologia LGBT i jej wyznawcy wpisują się w ideologiczny terror naszych czasów.
Zaprotestował przewodniczący Rady Mediów Narodowych,  K. Czabański (notabene poseł z Torunia), a zaraz po nim obraził się na rektora toruńskiej szkoły wyższej minister nauki i szkolnictwa wyższego J. Gowin, który zapewne zamówił wywiad radiowy w związku z pismem do Premiera tego pierwszego. W końcu Premier po coś ma ministra szkolnictwa wyższego. Ten żalił się, że niewiele może, bo rektor uczeni wyższej korzysta z autonomii. Jasne i to wpisanej nawet w art. 70 ust. 5 Konstytucji RP z 1997 r. Zapomniał jednak ów, że tę autonomię na wyrost (ponad potrzebę), niczym jej nie ograniczając, umocnił w swojej wyjątkowo kiepskiej (ale to oddzielna kwestia) reformie, tak mocno krytykowanej właśnie przez część zdrowo rozsądkowych profesorów na UMK, oczywiście zignorowanych przez J. Gowina i jego menażera, który dziś opowiada różne rzeczy sprzed innego już mikrofonu. Przypomnę ministrowi J. Gowinowi, iż wspomniany wyżej przepis ustawy zasadniczej stanowi, iż: "zapewnia się autonomię szkół wyższych na zasadach określonych w ustawie". Nie odrobił i tym razem minister zadania domowego.
Po ludzku, acz nie tylko, prof. A. Nalaskowskiego jest mi po prostu żal. Także z tego powodu, że sprawdziło się powiedzenie Arystotelesa, iż najwcześniej starzeje się wdzięczność, której oczywiście nie zaznał od uczonych kolegów, nie tylko z wydziału, którym nie tak dawno kierował. Wdzięczność, Sz. Panie Profesorze, prawie zawsze jest sierotą!
Słusznie podnosi się dziś i niejako zestawia słowa z artykułu prasowego toruńskiego uczonego z tymi, które od wielu lat wylewa jak z paszczy żmijowej, Jan Hartman, profesor najznakomitszego Uniwersytetu Jagiellońskiego. Doświadczyło to wielu, wielu prostaczków protestowało, ale nie J. Gowin, który dopiero dziś obudził się i zestawił "czyn" prof. A. Nalaskowskiego z innym prof. znad smoczej jamy., zaraz za tym, dodając, iż "nie domagałem się wyciągania konsekwencji wobec prof. Hartmana". Dziś ci, którzy bronią prof. A. Nalaskowskiego prawie w całości mają w tym swój partykularny, indywidulny interes. W tej grupie obrońców-krzykaczy są także ci, którzy z obawy o własny byt, bluzgają, zamiast spokojnie stawać w prawdzie!
*
A teraz na chwilę ad rem. Profesor to taki człowiek, jak mawiał mój nieodżałowany mentor śp. Sławek Kalembka z UMK, który "zna się na wszystkim po trochu, a na czymś w szczególności". Ta szczególność to przede wszystkim uprawianie nauki, prowadzenie badań i ich popularyzowanie, wreszcie - kształcenie kadr. I co widzimy na najbardziej oficjalnym portalu OPI Nauka Polska? 
J. Hartman, a jakże prof. od 2008 r. pokazuje (uwaga!) jeden swój artykuł w "Ruchu Filozoficznym" z 2005 r. pt. "Kant a sprawa polska, czyli kondycja naszej filozofii" oraz 5 doktoratów. Co innego z ofiarą nagonki prawomyślnych, prof. od 1998 r. A. Nalaskowskim, który (co prawda na OPI nie pokazał swoich dwudziestu publikacji), ale za to ujawnił promotorstwo aż 15 doktoratów. Zestawienie nie pozostawia złudzeń! 
Łatwo się czepiać, więc i piszący te słowa też się ujawnia na OPI Nauka Polska i to już od 1977 r. aż po Rok Pański 2019: https://nauka-polska.pl/#/profile/scientist?id=23082&_k=tb4xx7
*
Pytam na zakończenie, czy coś jeszcze zostało w masowej populacji profesorów z klasycznego "magistro bono" (dobry nauczyciel)? Dobry, to taki, który nie obraża, nie poniża, nie depcze autorytetów ponadczasowych, staje w obronie wartości uniwersalnych (nie tylko tych gwarantowanych prawem stanowionym większością parlamentarną); każdego dnia uczy; gdy otwiera tusta i siada przy klawiaturze laptopa, a jakże, już uczy dobrego - bonum comune hominis.  
Odpowiadam na tak sformułowane pytanie: pozostało i to sporo, inaczej wszyscy padlibyśmy w objęcia Złego.

Postscriptum: w sprawie prof. Nalaskowskiego zabierają głos przedstawiciele świata nauki, którzy niejednokrotnie sami wykazali się nie dość wystarczającą roztropnością (i moralnością), choćby prof. A. Nowak, który (gdy trzeba było zarobić jakieś srebrniki) podjął się poprawienia recenzji książki na stopień naukowy po 25 latach od dokonania jej oceny przez wybitniejszych od niego. Może najpierw - szanowni panowie - zastosujmy określone standardy i zasady w nauce, a potem pouczajmy innych np. w świecie polityki,  wszakże rektor UMK swoją decyzją - chcąc nie chcąc - wszedł w arkany consilium! 
Virtus est perfecta ratio!



sobota, 7 września 2019

© DO KANONU NARODOWEGO CZYTANIA DOBRZYŃSKA NOWELA MARII KONOPNICKIEJ

"Gdzie nie widzę łez, gdzie nie widzę żaru, gdzie nie widzę żywego uczucia, tam nie widzę ofiary, tam nie widzę miłości, tam nie widzę – Polski”.
M. Konopnicka, "W Oborach".
Głównie wśród "celebrytów różnej maści", ale i w lokalnej przestrzeni trwa kolejna akcja "Narodowego czytania". Rzecz chwalebna!
W tym momencie "dopawiadam", że do tegoż kanonu (jasne, że regionalnego) można by włączyć nieznaną nowelę Marii Konopnickiej pt. "W Oborach", drukowaną w 1914 w "Tygodniku Ilustrowanym", którą po raz pierwszy w formie druku zwartego wydałem w 1996 r., a następnie w 2011 r. w ramach serii "Biblioteka Dobrzyńska".
Opowiada ona o udziale duchowieństwa Dobrej Ziemi w powstaniu styczniowym 1863/64 r.
W 1993 r. upamiętniliśmy to tablicą w prezbiterium kościoła klasztornego w sercu tej Ziemi.


Mój wstęp do wydania noweli z 2011 r.: (fragm.)

„Krzyż święty na pierś, na czoło, i – w szeregi...”
W kolejnym, piątym już tomie „Biblioteki Dobrzyńskiej” oddajemy od rąk Czytelników mało znaną nowelę Marii Konopnickiej (1842-1910) pt. „W Oborach”. Nowela powstała zapewne pod wpływem przejrzenia przez autorkę materiałów Muzeum Narodowego Polskiego w szwajcarskim Rapperswilu, założonego w 1870 r. z inicjatywy Agatona Gillera przez Władysława Platera w celu zabezpieczenia polskich zabytków historycznych i propagowania spraw polskich. Niewykluczone, iż pisarka mogła także odwiedzić klasztor w Oborach. Nowela po raz pierwszy autorki, w 1919 r. opublikowana została na łamach „Tygodnika Ilustrowanego”, już po śmierć.
Potem przez całe lata była zapomniana. Dopiero w 1974 r. w zbiorowym wydawnictwie M. Konopnickiej pt. „Powieści „Sawy” i inne opowiadania” ujrzała światło dzienne.  Popularyzacji tego wydania na gruncie oborskim dokonał w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku niezmordowany kustosz Oborskiego Sanktuarium, o. Michał J. Wojnarowski, dzielnie wspierający swego brata rodzonego o. Mateusza w przygotowaniach do koronacji łaskami wsławionego wizerunku Matki BożejBolesnej. Mimo to na oddzielne wydanie noweli trzeba było jeszcze poczekać.
Akcja noweli toczy się w Klasztorze Ojców Karmelitów w Oborach – w sercu ziemi dobrzyńskiej i jest związana z przygotowaniami, a następnie przebiegiem powstania styczniowego 1863/64 r. i czynnym udziałem w nim Karmelitów. Konopnicka, charakteryzując domniemaną atmosferę w Klasztorze Oborskim, opisała przygotowania do insurekcji w ten sposób: „Jakieś wizje bohaterskie, ogromne, wstawały i przemija­ły pod ściskała i rozpierała serca, gotowe wyżąć z siebie ostatnią krwi kroplę. Jakiś niskim pułapem starego refektarza, w blaskach krwawo-złotych. Jakaś moc milczał. Ta chwila milczenia miała wymowę tak ogromnej siły, iż nie dotrwałoby
żar rozpalał źre­nice, jakiś pęd warczał w żyłach i przyśpieszał tętna. Przeor Zaczem schował kartę pod szkaplerz na piersiach i, szeroko odetchnąwszy, rzekł: - Dzieci! Matka na nas woła. Matka jest w potrzebie. Aż tu, przez mury,
jej w mocy żadne ludzkie słowo. Oczy jego chodziły po nas, jak żar i jak płomień.
słychać jej wołanie. Zrodziła nas, wykarmiła, żeście na jej łonie na drągalów wyrośli i już wam smoczka w gębie nie potrzeba. A teraz, tam huczą lasy, palą będziecie siedzieli za piecem? Trzydziestu takich partyzantów, że to Boże ratujm się wsie, wstają miasta, kto żyw ofiarę tego życia nie­sie, a wy mi tu – i za piecem? A tam strzelby tylko grają, tylko świszczą kulki. A dalejże mi te habity zrzucać i w garść pluć! – Tu zawie­sił głos”.

Kończąc konwentualne spotkanie przeor rozkazującym tonem powiedział: „A dobywać tam stare kurty, sukmanki, czamary... Zaś krzyż święty na pierś, na czoło, i – w szeregi! w
szeregi! w szeregi!...”. Poszli więc do powstania oborscy Karmelici, poszedł ojciec Aleksander Małachowski z Trutowa, późniejszy wieloletni przeor oborski, który najpierw był na przysiędze w kościele oborskim 400-osobowego oddziału powstańczego hrabiego Artura J. G. Sumińskiego z wraz z nim, po wyzwoleniu w dniu 4 lutego 1863 r. odległego od Obór o 22 km pobliskiego Zbójna, dowodzonego przez Waleriana Modesta Ostrowskiego, a potem Trójcy w tym mieście, tak jak ongiś – w pierwszych dniach października 1831 r. Rypina, w dniu 5 lutego stanął z powstańcami na Mszy Św. w kościele pw. Św. stanęli żołnierze i dowódcy z korpusu polskiego gen. Macieja Rybińskiego. Na nabożeństwie w rypińskiej farze powstańcy zanosili głośno do Boga, pieśni: „Boże coś Polskę” i „Matko Chrystusowa”.
            Oddział Sumińskiego w kilka dni potem rozbito pod Sierpcem. Moskale unicestwili także inne powstańcze partie, i te dobrzyńskie, i te które przybyły z sąsiedniego zaboru pruskiego. Najdłuższa i największa polska insurekcja, w której wzięło na Ziemi Dobrzyńskiej blisko 1.100 osób, upadła pod ciosem carskiej tyranii. Zaborca rosyjski rozpoczął masowe wywózki na Sybir, na miejscu zaś zamknął wszystkie cztery klasztory (w Dobrzyniu nad Wisłą, Skępem, Trutowie), a z oborskiego czyniąc tzw. klasztor etatowy, czyli po prostu więzienie dla wszystkich duchowych, zakonnych i księży, w tym m. in. ks. Macieja Smoleńskiego z  diecezjalnych, wspierających w różny sposób powstanie. Uwięziono tu blisko 70 pobliskiego Dulska.

A oto fragment noweli:
Jakieś wizje bohaterskie, ogromne, wstawały i przemija­ły pod niskim pułapem starego refektarza, w blaskach krwawo-złotych. Jakaś moc ściskała i rozpierała serca, gotowe wyżąć z siebie ostatnią krwi kroplę. Jakiś żar rozpalał źre­nice, jakiś pęd warczał w żyłach i przyśpieszał tętna.
Przeor milczał.
Ta chwila milczenia miała wymowę tak ogromnej siły, iż nie dotrwałoby jej w mocy żadne ludzkie słowo. Oczy jego chodziły po nas, jak żar i jak płomień. Zaczem schował kartę pod szkaplerz na piersiach i, szeroko odetchnąwszy, rzekł:
- Dzieci! Matka na nas woła. Matka jest w potrzebie. Aż tu, przez mury, słychać jej wołanie. Zrodziła nas, wykarmiła, żeście na jej łonie na drągalów wyrośli i już wam smoczka w gębie nie potrzeba. A teraz, tam huczą lasy, palą się wsie, wstają miasta, kto żyw ofiarę tego życia nie­sie, a wy mi tu będziecie siedzieli za piecem?
Trzydziestu takich partyzantów, że to Boże ratuj – i za piecem?
A tam strzelby tylko grają, tylko świszczą kulki.
A dalejże mi te habity zrzucać i w garść pluć! – Tu zawie­sił głos.
Słuchaliśmy z zapartym dechem. Dreszcz gorący po nas szedł, ręce się zaciskały w pięści.
-  Sawa, bracie – szepnął mi Raduła. - Ja w habicie idę. Przysiągłem matce nie zrzucać do śmierci.
Dosłyszał przeor.
-  Idź, synu! Tam przysięgi najrychlej dochowasz. Niech widzi świat, jak się polski zakonnik za Ojczyznę bije!
Pomilczał mało, zaś rzekł:
-  Wyświęcenie?... Już wy się o wyświęcenie nie bójcie! Już was tam wyświęcą, jak się patrzy.







niedziela, 1 września 2019

© Rodzinne dzieje zroszone krwią za Ojczyznę


        Dziś 80. już rocznica tragicznego 1 września, kiedy wróg złamał graniczne szlabany,  z polskim orłem, śmiertelną kulą ranił pierwszych obrońców Ojczyzny, a potem (wspierany po 17 września przez bolszewię) rozlał na polską  ziemię strach, zniszczenie, śmierć i zagładę, której  ludzkość dotąd nie znała. 
       Trzeba wciąż o tym przypominać światu, w jedności narodowej, w przekonaniu, że to wszystko nie zostało nam Polakom zadośćuczynione.

K. I. Gałczyński.

Pieśń o żołnierzach z Westerplatte
Kiedy się wypełniły dni 


i przyszło zginąć latem, 

prosto do nieba czwórkami szli 
żołnierze z Westerplatte. 

I tak śpiewali: Ach, to nic, 
że tak bolały rany, 
bo jakże słodko teraz iść 
na te niebiańskie polany. 

W Gdańsku staliśmy tak jak mur, 
gwiżdżąc na szwabską armatę, 
teraz wznosimy się wśród chmur, 
żołnierze z Westerplatte. 

I ci, co dobry mają wzrok 
i słuch, słyszeli pono, 
jak dudni w chmurach równy krok 
Morskiego Batalionu. 

I śpiew słyszano taki: - By 
słoneczny czas wyzyskać, 
będziemy grzać się w ciepłe dni 
na rajskich wrzosowiskach. 

Lecz gdy wiatr zimny będzie dął, 
i smutek krążył światem, 
w środek Warszawy spłyniemy w dół, 
żołnierze z Westerplatte. 

       Wyjątkowo ucierpiała z tej wojnie nasza Ziemia Dobrzyńska i to od pierwszych dni września 1939 r., poprzez tragiczną jesień (październik i listopad 1939 r. - ponad 3 tys. ofiar),  100 ofiar zamordowanych strzałem w tył głowy na nieludzkiej ziemi w kwietniu 1940 r., aż do zsyłki do niemieckich obozów koncentracyjnych, poniewierek, przymusowych robót, cierpienia niewysłowionego.
     Napisano o wojnie na mojej ziemi sporo, jednak nikomu nie udało się do końca zliczyć komplementarnie całkowitej liczby ofiar. Może dlatego, że zbyt późno zabraliśmy się za tę sprawę, może także z tego powodu, że przez lata mówiono o zbrodniach hitlerowskich i nazistowskich, a nie niemieckich, zbyt ogólnikowo, żeby nie powiedzieć - połowicznie.
          
         Wojna dotknęła każdą dobrzyńską rodzinę, także mojego stryja - ofiarę powstania warszawskiego, ale były wśród nich takie, gdzie ofiara złożona w tej wojnie wciąż upomina się o szczególną pamięć i cześć. Do tej liczby wciąż chcemy zaliczać rodzinę rypińskiego nauczyciela, społecznika, poetę, a potem żołnierza i dowódcę oddziału powstania warszawskiego, TEOFILA BUDZANOWSKIEGO - absolwenta (mojego) Seminarium Nauczycielskiego w Wymyślinie.


Teofil Budzanowski w Seminarium Nauczycielskim w Wymyślinie 
(zdj. ze zb. M. Budzanowskiej, Piotrków Tryb.)


W tej wojnie ucierpieli wszyscy, a jeden z synów odkrył się chwałą bohatera w obronie polskiego Grodna. Był nim Janusz T. Budzanowski, ur. 16 czerwca 1920 r. w Rypinie, jako syn Korduli (1895-1991) i Teofila (1894-1959). Od 1930 r. wraz rodzicami mieszkał w Grodnie i był uczniem technikum handlowego (gimnazjum). 




 Rypińscy harcerze i ich przyjaciele, 
z lewej obok księdza -Teofil Budzanowski, 
z prawej podparty harcerz Janusz Budzanowski
(ze zb. M. Budzanowskiej)





Rodzina Budzanowskich w Grodnie, pocz. lat. 20., 
który nie zapowiadał, że w tej wojnie ucierpię wszyscy
 (zdj. ze zb. M. Budzanowskiej)

We wrześniu 1939 r. stanął do walki z sowietami w obronie Grodna, podczas której poległ, postrzelony z czołgu w brzuch i nogi. Wykrwawił się, wciągnięty do bramy przez uciekającego znajomego nauczyciela  z synem.
Matka szukała syna Janusza przez trzy dni. Znalazła stężałe ciało w kostnicy. Zdołała nawet  zamówić fotografię Janusza w trumnie, napisała wiersz wykuty na grobie. (Zwyczaj, który też jest na grobowcu rodzinnym w Rypinie – piękny wiersz dla maleńkiej córeczki - Zosi, po lewej stronie alei głównej).
Grób matka skrycie przed najeźdźcą murowała na cmentarzu grodzieńskim „w prawo od kaplicy –„aby nie widzieli tego bolszewicy ”.




Janusz Budzanowski - bohater i ofiara pierwszych dni wojny.


Teofil Budzanowski

 Wrzosy

Gdy idę gęstym borem,
Czy rankiem, czy wieczorem
Przede mną barwny wrzos
Amarantowo – siwy
Na tle leśnej głębiny
W podnóżu białych brzóz.
                      Złocone jego włosy,
                     Skąpane światłem rosy,
                    Oblane naszą krwią –
                    Świadectwo ojców czynów,
                   Walk ciężkich za swych synów
                  Za Matkę – Wolność  swą.
To też te barwne wrzosy,
Ich nieuchwytne głosy
Budzą w mym sercu zew !
Tak,  jakby na sztandarze,
Krew sobie wyobrażę,

Naszą za Wolność krew!

        Janusz miał rodzeństwo: Andrzeja (ur. 1918 w Rypinie – zm. 1993); Tadeusza (ur. w 1922 r. w Rypinie - zm. 1950 r.), ps.Tum – Junior vel Tumek, uczestnika powstania warszawskiego, dowódcę plutonu w czwartej kompanii; Zofię (ur. 1 lipca 1924 r. – zm. 15 lipca 1924 r., pochowana na cmentarzu w Rypinie) oraz Marię (ur. 1930 r. w Grodnie – zm. 1988), ps.  Gnom vel Gnomek „Gromek”, łączniczkę sztabową w powstaniu warszawskim.

       "Teofil Budzanowski, trzykrotnie  ciężko ranny po próbach przewiezienia na drugi brzeg Wisły – cudem przeżył ostrzelanie statku Bajka – pod stosem trupów. Wyciagnięty ze statku przez swoich żołnierzy pod obstrzałem leżał na brzegu Wisły, co opisał we "Wspomnieniach. Czerniaków w ogniu”. W dniu zakończenia walk na Czerniakowie, 23 września 1944, został przekazany Niemcom. Parlamentariuszem był  ksiądz Józef Stanek, kapelan V. Zgrupowania AK. Na oczach jeńców ich Kapelan – został powieszony. Przez aleję Szucha, Tum  trafia do jenieckiego obozu przejściowego w Kościele św. Wojciecha na Woli. Dyrektor szpitala Wolskiego, po opatrzeniu ran/ leżał pod ołtarzem/, bez zgody straży wywozi ciężko rannego Tuma do szpitala przy ulicy Płockiej, a następnie zostaje wywieziony do Oddziału Szpitala w Podkowie  Leśnej – Brwinowie pod Warszawą, gdzie był operowany leczony z ran. Do końca wojny był tam pod zmienionym nazwiskiem. Adresem kontaktowym była dalsza, ale  zaprzyjaźniona rodzina w Tomaszowie Mazowieckim – to był umówiony kontakt, jeżeli przeżyją powstanie warszawskie. Stąd już tylko krok do Piotrkowa Tryb. , gdzie od początku zdobywa wyjątkowe uznanie i szacunek" (Inf. od Teresy Budzanowskiej -wnuczki).


poniedziałek, 26 sierpnia 2019

© Kolejne upamiętnie Damy Niezłomnej z Dobrej Ziemi

Kolejne upamiętnie Damy Niezłomnej





Szanowny Panie Profesorze!

Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej od kilku lat upamiętnia żołnierzy Armii Krajowej za pomocą tabliczek z kodami QR umieszczanymi na Ich grobach. W kodzie QR umieszczony jest adres strony internetowej zawierającej życiorys żołnierza.

Takie tabliczki mocujemy także w Miejscach Pamięci Armii Krajowej w postaci pomników, tablic czy obelisków. Strony internetowe zawierają opis upamiętnianych wydarzeń.
Do tej pory opracowaliśmy kilkaset stron internetowych, większość z których jest dostępna z umocowanych tabliczek na całym terenie Polski.
Podejmujemy teraz takie działania w stosunku do żołnierzy Armii Krajowej, którzy zakończeniu II Wojny Światowej przebywali na emigracji w różnych krajach, tam żyli i tam są pochowani.  Opracowaliśmy do tej pory życiorysy 27 takich żołnierzy AK, którzy są pochowani w 11 krajach: https://armiakrajowa.org.pl/emigracja/

Opracowujemy kolejne życiorysy, w tym płk Marii Sobocińskiej. Proszę o zezwolenie na wykorzystanie w nim fragmentów i fotografii z Pańskiej książki: DAMA NIEZŁOMNA Maria Sobocińska (1920-2012) Biografia wpisana w okupacyjne dzieje Skępego, http://kpbc.umk.pl/Content/91159/Licencje_076_03.pdf

Z poważaniem

dr hab. inż. Marek Cieciura
Wiceprezes Zarządu Głównego ŚZŻAK 

poniedziałek, 29 lipca 2019

DOBRZYŃSKIE TOWARZYSTWO NAUKOWE UCZCIŁO PONOWNIE ŻOŁNIERZA NIEZŁOMNEGO DOBREJ ZIEMI

     W dniu 24 lipca 2019 r. w Oborach członkowie i sympatycy Dobrzyńskiego Towarzystwa Naukowego w Rypinie uczcili raz jeszcze pamięć Żołnierza Niezłomnego Ziemi Dobrzyńskiej, por. Teofila Jurkiewicza - żołnierza Armii Krajowej, Tajnego Związku Krwawej Ręki i innych ugrupowań poakowskich na Ziemi Dobrzyńskiej, a  potem w rejonie Wałbrzycha, więzionego w katowniach UB w Rypinie przy ul. Kościelnej i Brodnicy (w więzieniu urządzonym przez NKWD w klasztorze franciszkańskim przy ul. Sądowej), od 1946 r. przymusowego emigranta do Francji pod zmienionym nazwiskiem (wł. Ludomir Brzuskiewicz). 
       Tam, pracując w kopalni węgla w L'Hopital, zajmował się ekshumacją żołnierzy Brygady gen. S. Maczka i urządzaniem ich cmentarzy w  Lagarde, Dieuze i Saarbourgu. Aktywnie pracował w wielu organizacjach polonijnych, w tym francuskiej Akcji Katolickiej. Był rzecznikiem Wspólnoty Polsko-Francuskiej. Do Polski przybył po raz pierwszy dopiero w 1989 r., a potem pomagał Akademii Medycznej w Gdańsku, organizował staże dla młodych lekarzy we Francji itp. Był uznanym kolatorem klasztoru i kościoła oborskiego. Był naszym Przyjacielem, często i wielokrotnie gościł w naszym domu w Rypinie, odbywał spotkania z młodzieżą w Rypinie.

Walne Zgromadzenie DTN, Obory 24 VII 2019 r. prowadził prezes Towarzystwa, 
prof. Mirosław Krajewski (zdj. BC).

     Okazją do oborskiego spotkania była dziesiąta rocznica Jego śmierci w szpitalu Saint-Avold w dniu 24 lipca 2009 r. Najpierw w przyklasztornej herbaciarni odbyły się promocje: dwunastego już tomu "Rocznika Dobrzyńskiego", a przede wszystkim drugiej biografii Teofila Jurkiewicza, autorstwa dr Iwony Zielińskiej, który od 2007 r. był Honorowym Członkiem Towarzystwa. W spotkaniu wzięło udział co najmniej 80 osób, w tym m. in. Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi, także Honorowy Członek DTN i jego wiceprezes, Jan Krzysztof Ardanowski, trzech duchownych na czele z ks. prałatem Tadeuszem Zabornym z Rypina - Honorowym Członkiem DTN, wicewojewoda J. Ramlau.

Głos dwukrotnie (raz na Walnym Zgromadzeniu, drugi raz w kościele) zabrał 
Minister J. K. Ardanowski (zdj. profil JKA na FB).

Autorka naukowej biografii T. Jurkiewicza, dr Iwona Zielińska 
(zdj. BC).
Rozłożona okładka książki o Niezłomnym Dobrej Ziemi.

      Autorka biografii w niezwykle ujmujący sposób przypomniała najważniejsze momenty z bogatego, pełnego heroizmu życia przybranego Antenata. Był czas (choć ograniczony) na dedykacje dla osób, które weszły w posiadanie tej wyjątkowej pozycji książkowej.

Sala Walnego Zgromadzenia DTN, 
od prawej - E. V. i Z. Rogowscy z Rypina (zdj. z profilu JKA na FB).

Uczestnicy zgromadzenia w przyklasztornej herbaciarni, od prawej: 
dr A. Graczkowski, prezes R. Bartoszewski, W. i S. Ciesielscy... (zdj. BC).
*

Synowie Teofila (od prawej): Christian i Denis z Francji 
przy grobie Ojca w Oborach (zdj. TJ).

          W drugiej części spotkania złożono hołd Żołnierzowi Niezłomnemu przy grobie rodzinnym na oborskiej Kalwarii, tuż obok Kaplicy Ukrzyżowania z 1638 r. Po "Il Silentium", salwach żołnierskich i "Pierwszej Brygadzie", ks. prałat Tadeusz Zaborny poprowadził modlitwę za zmarłego śp. Teofila i Jego żonę, Sophię. Następnie żołnierze Wojska Polskiego, pułkownicy-członkowie DTN Ryszard Chodynicki i Edmund Kopaczewski wraz z przedstawicielem komandosów francuskiej Marynarki Wojennej, majorem Denisem Jurkiewiczem (synem Niezłomnego) oddali honory wojskowe. Potem na grobie  rodzinnym, przyozdobionym w proporczyki narodowe Francji i Polski, złożono wieńce i kwiaty oraz zapalono znicze. Zaśpiewano chóralnie ulubioną pieśń Teofila pt. "Rozszumiały się wierzby płaczące".

Przed grobem (od lewej): dr Iwona Zielińska, minister Jan K. Ardanowski, 
prof. Mirosław Krajewski i Sławomir Malinowski - przewodniczący RM Rypina (zdj. WP).


Skupienie przed  grobowcem (zdj. WP).
Warta honorowa Wojska Polskiego i Marine française (zdj. IW).


Modlitwa za pokój duszy Teofila  i Sophii z d. Jędrysiak (zdj. IW).

Na cmentarzu oraz u jego podnóża 
(bowiem nie wszyscy ze względu na stan zdrowia mogli tam się dostać) 
zebrało się blisko 80 osób, w tym Rodzina śp. Teofila (zdj. BC).

Wymowne zdjęcie przed kaplicą wzniesioną na szczycie
kamiennych schodów z lat 60. XIX stulecia (zdj. TJ).

        W trzeciej części uczestnicy tych rocznicowych, ale jakże patriotycznych uroczystości, przeszli do kościoła klasztornego pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny, Matki Bożej Bolesnej (Oborskiej), Patronki i Królowej Ziemi Dobrzyńskiej na Mszę Świętą koncelebrowaną pod przewodnictwem ks. prałata  Jego Świątobliwości Tadeusza Zabornego z Rypina oraz karmelity o. Jana Gruzy, ks. proboszcza Zbigniewa Kluby (proboszcza z Krajkowa, rodaka z pobliskiego Chrostkowa) i ks. rezydenta kan. Jerzego Drozdowskiego. 
        Na koniec uczestnicy Mszy Św. zaśpiewali jeszcze inną pieśń partyzancką, często nuconą przez Teofila, pt. "O mój,rozmarynie".

Przed ołtarzem, na tle narodowej flagi, ustawiono portret Niezłomnego Dobrej Ziemi
spod paryskiego Łuku Triumfalnego oraz Jego nową biografię (zdj. IW).

Synowie Teofila przed oborskim ołtarzem głównym 
z XV-wieczną łaskami wsławioną Figurą Matki Bożej Bolesnej,
 przed którą wielokrotnie modlił się Ich Ojciec (zdj. TJ).

Celebra Mszy Św. rocznicowej u stóp Matki Bożej Bolesnej  (zdj. IW).

Podziękowania organizatora uroczystości 
dla wszystkich obecnych (zdj. IW).

       Po Mszy Św. nie było końca rozmów, wspólnych zdjęć, wymiany wrażeń... 
*
    Dziś (29 lipca 2019 r.) Rodzina śp. Teofila udała się w  drogę powrotną do Alzacji i Lotaryngii, na pożegnanie raz jeszcze powtarzając: "Nie spodziewaliśmy się takiego hołdu dla naszego Taty". My zaś odpowiadamy: "Teofil swoim życiem zasłużył sobie na to najzupełniej!".

       Za Horacym powtórzmy więc: Non omnis moriar!


https://rypin-cry.pl/artykul/zaspiewali-mu-pierwsza/729404